Był piękny, słoneczny poranek, kiedy wyekwipowani w nasze narzędzia i mnóstwo dobrej energii, wyruszyliśmy z Krakowa w stronę Zielonek. Na miejscu przywitano nas cieplutkim uśmiechem i filiżanką aromatycznej kawy – gospodarze byli nad wyraz serdeczni. Mieli przed sobą nie lada wyzwanie. Kiedy zajrzeliśmy do salonu, naszym oczom ukazał się uroczy aczkolwiek przepaścisty dywan włochaty, który zdawał się być zakątkiem wszelkich niespodzianek.
Pranie dywanu włochatego w mieszkaniu to prawdziwa sztuka, której nie straszne żadne wyzwanie. Zabraliśmy się więc za swoją magię. Nasze specjalistyczne maszynerie, niczym czarodziejska różdżka, zaczęły działać cuda. Konsystencja piany w delikatny sposób otulała włoski dywanu, by po chwili wyłonił się spod nich dawny blask i świeżość. W międzyczasie właściciele opowiadali o przygodach, jakie przeżył ich dywan – tu leżał kot, tam dzieci bawiły się klockami, a tu wylana herbata zawsze niechętnie współpracowała z mopem.
Kiedy magiczne przemiany dobiegły końca, staliśmy w salonie z dumą i uśmiechem na twarzy. Dywan, jak nowy, błyszczał teraz pełnią swoich kolorów. Naszym gospodarzom aż błyszczały oczy, gdy dotykali miękkich włosków, jakby pierwszy raz.
Mieliśmy jedno słowo na ustach – KLINZO! A ja, opowiadający Wam tę historię, wiem jedno – każde zadanie to nasza mała przygoda, która kończy się happy endem. Jeśli będziecie kiedyś w Zielonkach i spotkacie się z dywanowym dylematem, wiecie, kogo wezwać na pomoc. Do następnego wpisu, pełnego nowych przygód – Wasz zespół KLINZO!