Gdy tylko te żółtozielone wskazówki GPS dotarły nas nad poranek do cudownego Mielca, nie mieliśmy pojęcia, jakie niespodzianki na nas czekają. Naszym zadaniem, najważniejszym punktem dnia, było pranie tapicerki meblowej w zjawiskowym domku jednorodzinnym. Brzmi prosto? Litości, to było rodzaj wyzwania, jakiego nasz zespół dawno nie spotkał!
Pani Agnieszka – gospodyni domku, przyjęła nas z serdecznym uśmiechem i towarzystwem swojego uroczego kotka, Puszka. Wszyscy byliśmy oczarowani kameralnym klimatem i zapachem świeżo mielonej kawy unoszącym się w powietrzu. Ale my, profesjonaliści, od razu przystąpiliśmy do sedna.
Kilka chwil później, kiedy rozstawiliśmy nasze magiczne maszyny, rozbłysły jak latarnie na uliczkach Paryża, wiedzieliśmy, że czeka nas piękny dzień. Tapicerki, które jeszcze chwilę wcześniej wyglądały jak pamiętnik setek rodzinnych spotkań i herbacianych plam, zaczęły odzyskiwać swą pierwotną świetność z każdym przesunięciem naszej szczotki. Plamy z czerwonego wina? Żaden problem. Ślady po czekoladowej bitwie dzieciaków? A co to dla nas!
Kiedy upewniliśmy się, że wszystkie niteczki i szwy są czyste i pachnące, Pani Agnieszka nie mogła uwierzyć w efekt. Łzy wzruszenia i uśmiech wdzięczności były dla nas najpiękniejszą nagrodą. Nawet Puszek stracił zainteresowanie meblami, które teraz błyszczały jak nowe.
Podziwiając efekty naszej pracy, przypomnieliśmy sobie o najważniejszym – dumie z tego, co robimy i zespole, który pozwala nam realizować takie wspaniałe projekty. Mielec zapamiętamy nie tylko jako kolejne miasto na mapie, ale jako miejsce pełne ciepła, domowej atmosfery i serca. Dziękujemy, Pani Agnieszko, za gościnność i za to, że mogliśmy sprawić radość tym jedynym w swoim rodzaju przemienionym tapicerkom.
I tak oto wracaliśmy do Krakowa, pełni satysfakcji i nowych, niezapomnianych wspomnień. Do usłyszenia przy kolejnym czyszczeniowym cudzie!