Wyobraźcie sobie nasze entuzjastyczne zamknięcie wieka kufra z narzędziami, gdy słońce miłosiernie nas dogrzewało. Przybyliśmy na miejsce pełni zapału i determinacji, nieco przypominając średniowiecznych rycerzy, którzy zamiast mieczy, dzierżyli odkurzacze i szczotki.
W firmie panował ruch, jak mrówczych ścieżkach w mrowisku. Biurko obok biurka, a na nich sterty dokumentów, komputerów – i oczywiście, wykładzina, która od dawna pragnęła odmiany. Przed nami wyrastała królowa nieporządku, do której wiodły ścieżki alterowanego futra i kawowych plam.
Zaczęliśmy od gruntownego inspekcji, na której jak detektywi rozwiązywaliśmy zagadki: gdzie ukryła się plama po herbacie, kto zgniótł ciastko i gdzie od dawna wymagało bodźca nowego życia. Potem przyszła kolej na magię doczyszczania. Wszystkie urządzenia, jakie przywieźliśmy z naszej bazy w Krakowie, działały na najwyższych obrotach, aby ożywić nawet najbardziej uparty włos. Przechodząc po biurze, zostawialiśmy za sobą czyste, huśtające skrawki wykładziny jak za dotknięciem różdżki.
Gdy słońce zaczęło zachodzić, a jego ciepłe promienie przebiły się przez biurowe okna, wykładziny zdawały się nowo narodzone. Pracownicy zaczęli wracać z przerwy lunchowej, przechodząc po świeżo wyczyszczonych powierzchniach z niewypowiedzianym zachwytem na twarzy. Każdy krok stawał się celebracją czystości.
Opuszczając firmę na Grzegórzkach, zostawiliśmy po sobie nie tylko pachnące i odnowione wykładziny, ale i poczucie satysfakcji, że nasze starania przyniosły efekt. To był kolejny pamiętny dzień w kronice KLINZO, pełen wyzwań, które jak zawsze pokonaliśmy z uśmiechem i pasją.